Rowerem przez Brooklyn

Objeżdżam na rowerze Brooklyn. W zasadzie jego jedną setną część może. Mój rewir na mapie wydaje się być śmiesznym osiedlem wielkości paznokcia. Brooklyn jest jedną z pięciu wielkich dzielnic Nowego Jorku, a zajmuje więcej przestrzeni niż Warszawa, Barcelona i wiele innych, znanych miast świata. Dzielnica ta traktowana jest, jak osobne miasto, a zarówno w zamożnych, jak i najuboższych regionach dzielnicy na ulicy roi się od osobników z dumą noszących nazwę Brooklyn na piersi, bądź na czapce z daszkiem.

Powoli uciekam bocznymi uliczkami z najbogatszej, żydowskiej dzielnicy Cobble Hill i przejeżdżam nad autostradą prowadzącą na Queens. Mijam szeregowe, trzypiętrowe domki z ogródkami. Przed niektórymi stoją kapliczki, lub artystyczne instalacje zamontowane przez mieszkańców. Niektórzy hodują kwiaty, inni przed dom wystawiają nieużywaną już odzież, bądź meble. W małych sklepikach przesiadują kupcy arabskiego, lub koreańskiego pochodzenia. Panuje sierpniowy ukrop, a jeszcze goręcej jest w pralniach automatycznych i chińskich knajpach zdobionych wyblakłymi obrazkami. Czas się tu zatrzymał, ale okolica jest schludna i zadbana. Zielono tu od drzew, a budynki są utrzymane w dobrym stanie. I te kościoły, dziesiątki kościołów. Gdzieniegdzie co piąty budynek to piękny, stuletni kościół. Większość z nich już nie funkcjonuje, poza odbywającymi się sporadycznymi mszami. Niektóre zostały zaadaptowane pod luksusowy loft i do takich miejsc zdarzało mi się dostarczać. Z zewnątrz typowy kościół, w środku nowoczesna winda i standardowa klatka schodowa z dziesiątkami apartamentów.

W końcu wjeżdżam do Red Hook, gdzie mieści się moja baza wypadowa. Zbieram zamówienia i ruszam w głąb tego niesamowitego rejonu. Wita mnie wielki neon z napisem Red Hook, umieszczony na jednym z magazynów. To tu, jeszcze kilkadziesiąt lat temu funkcjonowały największe zakłady produkcyjne, magazyny, zwłaszcza te związane z działalnością portu. Na horyzoncie pojawiają się już gigantyczne hale fabryczne i porastające tę część wybrzeża portowe żurawie. W powietrzu wyczuć można jeszcze zapach ryb z okolicznego magazynu. Obok znajduję się otwarty na oścież garaż dla chińskich autokarów- najlepsze czasy ma za sobą. Ogółem ma się wrażenie, że nic tu się nie dzieje. Czas nie tylko stanął pięćdziesiąt lat temu, ale w ogóle zwolnił i okolica sprawia wrażenie niesamowicie spolegliwej i opustoszałej. Nie dojeżdża tu metro, co w Nowym Jorku jest niemalże ewenementem. Odwiedzam kolejnych klientów, oczywiście nauczony doświadczeniem, wiem, że większość z dawnych budynków fabrycznych zamieniono, bądź zamieni się wkrótce na apartamentowce. W zakamarkach Red Hook kryją się perełki, których chyba nie dostrzegłbym podczas zwykłego  spaceru. Ukryte bary, mikro-teatrzyki prowadzone przez okolicznych mieszkańców, małe winiarnie, sklepiki i w końcu u szczytu osiedla niesamowita hala – dawniej rybacka, dziś luksusowy loft. Na przeciwko ogromna knajpa, przyzdobiona równie wielką, plastikową rybą. Pewnie w latach pięćdziesiątych stołowali się tu w kantynach miejscowi rybacy i marynarze, dziś to jedynie popłuczyny po dawnych tawernach, jednak urok został częściowo zachowany. Jakby było mało charakteru, w tle widać już całkiem dobrze sylwetkę statuy wolności.

Ruszam w drogę i nie dalej, niż za trzysta metrów zaczynają mnie otaczać z goła inne realia. Wielkie, ceglaste, kanciaste budynki z kontenerami na wodę na dachach zwiastują tylko jedno – tzn. Project. To potoczna nazwa na komunalne osiedla, zamieszkałe na ogół przez ludność afro-amerykańską i w mniejszości latynoską. Tutaj życie toczy się zupełnie innym tempem. Przed blokami przesiadują od rana do wieczora bezrobotni mieszkańcy. Awangardowe teatrzyki i sklepiki zamieniają się w najtańsze budy z jedzeniem, zakłady fryzjerskie i lombardy. Jest absurdalny dyskont z hasłem reklamowym „wszystko za dwa dolary lub więcej”. Jest koloryt i proza życia, o które trudno na ulicach sąsiedniego osiedla. Kiedyś zgubiłem się tu, szukając naprawdę maleńkiej uliczki. Zajechałem do okolicznych chłopaków, szwendających się pod zakładem fryzjerskim. Ktoś krzyczy, woła znajomków, ktoś leci do fryzjera zapytać, pomocni, zagadują co robię. Gawędzimy, mówię, że to fajna okolica, jeden z delikwentów odpowiada „teraz tak…”. Nie wątpię. Do dziś wieczorami lepiej nie snuć się w okolicach wielu z Projektów. Mnie ten miejski twór fascynuje, ale wierzę na słowo, że jeszcze kilkanaście lat temu było tu najzwyczajniej w świecie nieciekawie i niebezpiecznie. Dziś jest lepiej, ale wciąż nie idealnie. Jedni zostali zepchnięci na bruk, inni dołują z własnej woli. Rozpieszczeni przez socjalne zapomogi nie troszczą się o znalezienie pracy, edukację. Większości nie stać na rozwój. Z dna ciężko się wydostać, zwłaszcza, że mieszkają tu od pokoleń. Zawsze wyjeżdżam z takich miejsc z mieszanymi odczuciami.  Dostawcom zdarzały się tu niemiłe incydenty, ja jednak nie mogę narzekać na choć jedno negatywne zachowanie. Świadkiem napadu na  chińskiego dostawcę byłem natomiast w dzielnicy willowej. Nigdy nie wiadomo.

Zapada zmrok, niekiedy muszę przejechać z jednego końca mojego rewiru na drugi. Opuszczam znowu Red Hook, a opisywana okolica staje się jeszcze bardziej cicha i pełna posępnej, lecz fascynującej aury.  Gdy mijam wspomniany neonowy napis z nazwą osiedla, moim oczom ukazuje się przepięknie oświetlony Manhattan. Z nikąd nie wyglądający tak wspaniale jak z Brooklynu właśnie.  Jestem z powrotem w dzielnicy tych bogatszych. Cobble Hill niestety nie jest wzgórzem tylko z nazwy. To nieustanna jazda pod górkę, lub z górki. Gdy zjeżdżam na sam dół docieram do miejsca, które wielu z Was gdzieś widziało. Pod ogromnymi wiaduktami krzyżują się ulica W9th i Smith. To pod tym wiaduktem, żona głównego bohatera „Goodfellas” (Chłopcy z Ferajny) widziała się pod koniec filmu z granym przez Roberta Deniro Jimmim Conway’em. Okolica niewiele się od tamtego czasu zmieniła. Mieszkańcy też. Nie raz mijałem postacie wyrwane z filmów o Nowym Jorku. Bardziej od Spike’a Lee niż Woodego Allena, ale być może ta elitka intelektualna kryje się gdzieś po Manhattańskich zaułkach.

Tekst: Tomek

ImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Dodaj komentarz